Realizacja projektów wciąga jak narkotyk!

O projekcie „Mamo, tato, zabierz mnie do biblioteki”, współpracy biblioteki z zagranicznym partnerem, korzyściach z projektu i wrażeniach z wizyty w szwajcarskich bibliotekach rozmawiamy z Zofią Biskupską-Lisiecką – dyrektorką Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lęborku

Skąd pojawił się pomysł na realizację wspólnego projektu z bibliotekami w Szwajcarii? Czy Pani biblioteka ma lub miała wcześniej jakieś związki z tym krajem? Jak doszło do nawiązania tej współpracy?

Od wielu lat staram się, aby pracownicy lęborskiej biblioteki mieli możliwość poznawania innych placówek bibliotecznych w kraju i za granicą. Stąd projekty, które umożliwiły wyjazdy na Litwę, Węgry i do Obwodu Kalingradzkiego. Pomysł wspólnego działania z bibliotekarzami ze Szwajcarii powstał w momencie, gdy dowiedzieliśmy się, że można otrzymać środki na miękkie projekty w ramach Funduszu Partnerskiego Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy.

Największym problemem było oczywiście znalezienie partnera po stronie szwajcarskiej. Rozesłaliśmy list intencyjny do różnych placówek i baz partnerów, do Ambasady Szwajcarii oraz do operatora Funduszu. Po pewnym czasie odezwała się do nas fundacja Bibliomedia Suisse i już wspólnie ustalaliśmy założenia projektu i zadania obu stron. Projekt był tworzony w iście ekspresowym tempie – wystarczył nam miesiąc na dopracowanie wszystkich szczegółów.

Co zrobiło na Pani największe wrażenie podczas wizyty w szwajcarskich bibliotekach?

Odwiedziliśmy osiem bibliotek położonych zarówno w małych miejscowościach (najmniejsza w St. Maurice – 4 tys. ludności), jak i w ponad milionowej Genewie, i wszystkich uczestników wyjazdu zachwyciła powierzchnia w oglądanych placówkach. Biblioteki są przestronne, jasne i zaaranżowane w przemyślany sposób – wszędzie były miejsca, żeby wygodnie oddać się lekturze, kąciki do prowadzenia zajęć z maluchami. Widać, że nie brakuje im środków na wyposażenie i na zakup zbiorów. Bardzo podobało mi się czytelne i estetyczne oznakowanie zbiorów (szwajcarski porządek?) oraz regały-boksy dla najmniejszych użytkowników. I ogólnoszwajcarski projekt „Né pour lire” (Urodzeni do czytania), adresowany do dzieci w wieku od 0 do 3 lat.

Realizacja projektu dała Pani i innym bibliotekarzom z województwa pomorskiego możliwość udziału w wizycie studyjnej, poznania rozwiązań organizacyjnych i form pracy stosowanych w bibliotekach szwajcarskich. Czy te rozwiązania i formy pracy różnią się znacząco od tych stosowanych w polskim bibliotekarstwie? Co jest podobnego, a co całkiem odmiennego w pracy bibliotek i bibliotekarzy w obu krajach?

Sądzę, że misja bibliotek w Szwajcarii i jej realizacja zasadniczo nie różni się od tej realizowanej w polskich placówkach. Podobne są także metody pracy. Jednak szwajcarscy bibliotekarze po wizycie studyjnej w Polsce zauważyli, że my mamy znacznie szerszą ofertę, często bardzo luźno związaną lub w ogóle niezwiązaną z książką. Zdumiało ich także, że działania te realizują sami bibliotekarze. W odwiedzonych w Szwajcarii bibliotekach pracownicy zajmują się pracą typowo biblioteczną, ewentualnie prowadzą zajęcia dla dzieci, natomiast jeżeli chcą realizować działania, które wykraczają poza ich obowiązki, zlecają je podmiotom z zewnątrz. Mieliśmy na przykład możliwość poznania projektów Stowarzyszenia Arole, które w wielu placówkach prowadzi zajęcia dla dzieci w różnym wieku.

Wyraźnie mniejsza jest liczba etatów w bibliotekach w porównaniu z polskimi bibliotekami. Ale także mniejsza jest „biurokracja” – biblioteki nie prowadzą ksiąg inwentarzowych, wiele z nich nie przeprowadza skontrum, nikt nie liczy zbiorów udostępnionych na miejscu, a księgowość w małych placówkach prowadzona jest przez organizatora, czyli gminę.

Praktyką powszechnie stosowaną jest także łączenie bibliotek publicznych z bibliotekami szkolnymi. Ponieważ politykę biblioteczną kształtują gminy i kantony (nie ma jednolitej ustawy o bibliotekach), one samodzielnie ustalają najbardziej korzystny dla mieszkańców sposób rozwoju czytelnictwa. Nie zetknęłam się natomiast z łączeniem bibliotek z domami kultury lub innymi instytucjami. Jednak moje obserwacje ze względu na liczbę odwiedzonych bibliotek nie mają charakteru uogólnienia dla sieci bibliotecznej w całej Szwajcarii.

Jakie korzyści dla Pani biblioteki przyniosła dotychczas realizacja projektu „Mamo, tato, zabierz mnie do biblioteki” i zorganizowane wizyty studyjne? 

Wizyty w innych bibliotekach to możliwość podpatrzenia konkretnych rozwiązań organizacyjnych i form pracy. Można porównać metody pracy, poznać innych bibliotekarzy, ich pasje i marzenia. Każdy taki wyjazd, przynajmniej dla części uczestników, jest inspiracją i motorem do dalszych działań.

Jednym z modułów projektu jest akcja promująca książkę i czytanie wśród maluchów. Środki z projektu pozwalają nam na szersze niż zazwyczaj dotarcie do dzieci i rodziców. Np. we współpracy z Urzędem Stanu Cywilnego w Lęborku przekazujemy osobom rejestrującym urodzenie dziecka tzw. wyprawkę dla maluszka, w której obok ulotek informacyjnych, drobnych gadżetów jest oczywiście książka. Możemy pozwolić sobie także na zorganizowanie dużej dwudniowej imprezy plenerowej dla dzieci promującej czytanie i usługi naszej biblioteki.

Czy poznanie szwajcarskich bibliotek stało się dla Pani inspiracją do wdrożenia w lęborskiej bibliotece jakiejś nowej usługi lub rozwiązania?

Pomysłem, który już wdrożyliśmy, a inspiracją były biblioteki szwajcarskie (poznane przez pracownika działu dla dzieci podczas prywatnej wizyty w Szwajcarii), jest Ludoteka. W końcu 2010 r. powstała w naszej bibliotece pierwsza w Polsce wypożyczalnia gier planszowych.

Ujęła nas podczas prezentacji form pracy z dziećmi wielka pieczołowitość w uczeniu maluchów kontaktu z książką, podczas których książka i jej zawartość jest zawsze głównym bohaterem spotkania. Na pewno przeniesiemy podpatrzoną formułę zajęć na nasz grunt i wykorzystamy popularny w szwajcarskich bibliotekach teatrzyk kamishibai i matę-słoneczko, w promykach, którego ukryte są książki.

Realizacja międzynarodowego projektu we współpracy z partnerem zagranicznym to trudne zadanie. Wiele bibliotek nie decyduje się na taki krok obawiając się trudności, którym nie będą w stanie sprostać. Jednak korzyści z udziału w takim przedsięwzięciu z pewnością rekompensują wysiłek włożony w jego realizację. Co by Pani poradziła innymi bibliotekarzom i innym dyrektorom bibliotek? Na co warto zwrócić szczególną uwagę i o czym pamiętać decydując się na udział w podobnym programie? 

Niestety nie ma gotowej recepty na to, jak w udany sposób zrealizować projekt. Zasadniczym czynnikiem jest interesujący pomysł na projekt oraz znalezienie zagranicznego partnera, który z pełną odpowiedzialnością podejdzie do wspólnego działania. Konieczne jest, aby już na wstępie ustalić, jakie są najważniejsze założenia/cele przedsięwzięcia (także finansowe), co ze swojej strony oferujemy i czego oczekujemy od partnera. A wówczas już tylko rozmawiać, rozmawiać i rozmawiać. Na tym etapie następuje weryfikacja partnera i w przypadku, jeżeli komunikacja szwankuje, najlepiej jest wycofać się z projektu. Tak postąpiliśmy w przypadku partnera rosyjskiego z Obwodu Kaliningradzkiego.

Z mojego doświadczenia wynika, że nawet wówczas gdy partner budzi zaufanie, najlepiej jest sprawy finansowe pozostawić na swoich „barkach”. Zwiększa to ilość pracy, ale jest większa pewność, że późniejsze rozliczenia z operatorem programu uda się sprawnie przeprowadzić.

Ponieważ nasza placówka jest stosunkowo niewielka (19 pracowników), nie porywany się na bardzo duże projekty, z wieloma partnerami i ogromnym budżetem. Z jednej strony mielibyśmy problem, aby je udźwignąć organizacyjnie, z drugiej należy pamiętać, że w każdym projekcie trzeba wnieść wkład własny, najczęściej finansowy, a niekiedy jest się zmuszonym wyłożyć własne środki, które zwracane są po zakończeniu projektu (lub jego etapu).

Przygotowując projekt należy dokładnie zapoznać się z regulaminem i procedurami obowiązującymi w programie, aby nie znaleźć się niekomfortowej sytuacji, gdy np. braknie nam środków na płace, ponieważ musieliśmy „kredytować” projekt. Realizacja projektów jest trochę jak narkotyk. Już w trakcie realizacji jednego zastanawiamy się i szukamy partnera do kolejnego.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Agnieszka Koszowska