Trzeba być otwartym na zmiany – rozmowa z Sylwią Chojnacką-Tuzimek

O sile, jaka płynie ze zgranego, zaangażowanego i darzącego się zaufaniem zespołu oraz o tym, jak taki zespół zbudować i rozwijać – opowiada Sylwia Chojnacka-Tuzimek, dyrektorka Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy Białobrzegi, uczestniczka pilotażowej edycji programu dla dyrektorek i dyrektorów bibliotek „Kieruj w dobrym stylu”.

Wacław Leśniewski: Jak to się stało, że została Pani pracownikiem biblioteki?

Sylwia Chojnacka-Tuzimek: Jak to było od samego początku? To muszę zacząć od tego, że pochodzę z małej miejscowości koło Radomia. I gdy po skończeniu liceum zastanawiałam się nad wyborem studiów, wybrałam dziennikarstwo, które mnie interesowało. W Radomiu był akurat ten kierunek, a ja chciałam studiować blisko domu. Po pierwszym roku wybrałam jednak Kielce i dziennikarstwo z bibliotekoznawstwem. Wszyscy byli mocno zaskoczeni taką zmianą, ale to bibliotekarstwo pojawiło się jako sygnał właśnie po pierwszym roku. Przeniosłam się na studia zaoczne do Kielc, tam skończyłam dziennikarstwo z bibliotekoznawstwem, nie mając absolutnie żadnych pomysłów na pracę w bibliotece, ale życiowy sygnał się pojawił. Potem koleje moich losów potoczyły się tak, że razem z mężem przeprowadziliśmy się do Białobrzegów. Nie znaliśmy w tym niewielkim miasteczku nikogo, nie mieliśmy tu ani rodziny, ani znajomych, ale nasza osobista sytuacja sprawiła, że właśnie to miejsce wybraliśmy. Wynajęliśmy dom. Ja byłam na ostatnim roku studiów, bez żadnego doświadczenia, bez pracy, bez stażu. Mąż pracował tu, w Białobrzegach. Początki nie były łatwe. Nie wiedziałam nawet, gdzie jest Urząd Gminy, dom kultury, dobry sklep… Czułam się obca. Powoli jednak zaczęliśmy poznawać to małe, urocze miasteczko. Każdego dnia czułam się bardziej „u siebie”, z każdą chwilą coraz bardziej się do tego miejsca przywiązywałam. To było 15 lat temu… A czy Pan zna w ogóle Białobrzegi?

WL: Tak, znam.

SChT: Ja wtedy zupełnie nie znałam. Moje pierwsze kroki, gdy zaczęłam poznawać okolicę, skierowałam do domu kultury. Zawsze ciągnęło mnie do takiej działalności kulturalnej. W domu kultury zaproponowałam, że mogę pracować chociażby jako wolontariusz. Powiedziałam, że kończę właśnie studia, nie pracuję, przeprowadziłam się tutaj. Zostałam przyjęta z ogromną radością. Piętro niżej była biblioteka – w jednym budynku funkcjonowały dwie instytucje, które uzupełniały się w działalności kulturalnej. Właśnie tam poznałam miasto „od podszewki” – poprzez współpracę ze szkołami, z przedszkolami, z samorządem. Spodobało mi się. Zaangażowałam się niesamowicie, a takie działanie sprawiało mi ogromną radość. Miałam zapał do pracy, „dostałam skrzydeł”! Zajęcia z dziećmi dawały mi ogromną satysfakcję, zaczęłam prowadzić kółko dziennikarskie, uczestniczyłam w pisaniu projektów, zaczęłam współrealizować projekty z grupą młodzieży…

WL: A czy biblioteka, która znajdowała się na dole, była równie aktywna co dom kultury?

SChT: Troszkę mniej. Działalność biblioteki była taka stricte biblioteczna – gromadzenie i opracowywanie księgozbioru. Choć biblioteka także inicjowała wiele innych zadań, to jednak realizowała je bardziej wewnątrz, a dom kultury działał na zewnątrz. Oczywiście, jako że bywałam w bibliotece, znałam ją doskonale. Z racji podobnych zadań, podobnej działalności, podobnej grupy odbiorców ściśle ze sobą współpracowaliśmy. Nawet swoją pracę magisterską pisałam z zakresu prasy lokalnej właśnie w tej bibliotece. Jeden budynek, co prawda dwóch dyrektorów, ale siłą rzeczy współpraca była i nadal jest. Nawet dwa tygodnie stażu podczas moich studiów realizowałam właśnie w tej bibliotece. W domu kultury pracowałam przez rok. Potem urodził się mój syn, więc pojawiła się chwila przerwy i okazało się, że w oddziale dla dzieci, w bibliotece piętro niżej, zwalniało się miejsce. Pani Teresa, z którą mi się bardzo dobrze współpracowało, odchodziła na emeryturę. Podjęłam decyzję i złożyłam podanie o pracę na stanowisko bibliotekarza w oddziale dla dzieci. Wydawało mi się, że to będzie odpowiednie zajęcie dla mnie – już zaczynałam tęsknić za pracą z dziećmi. I tak było, nie pomyliłam się. Zostałam przyjęta i tak się wszystko zaczęło.

WL: Jak wyglądały Pani doświadczenia w budowaniu zespołu? Jeszcze przed szkoleniami „Kieruj w dobrym stylu”?

SChT: Dość trudno mi było na początku. Gdy przypominam sobie moją rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko dyrektora biblioteki, to pamiętam, że zostałam zapytana o to, czy nie obawiam się, że wychodzę z tego zespołu, z którym pracowałam przez 5 lat. Byłam z pracownikami na równorzędnych stanowiskach, a za chwilę miałam zostać ich dyrektorem. Wtedy powiedziałam, że absolutnie nie. Dla mnie jest to praca z ludźmi, zawsze tak będzie i nie obawiam się tego. Powiem szczerze, że myliłam się nieco, bo było ciężko. Może teraz, z perspektywy czasu, już inaczej na to patrzę, ale sytuacja była trudna. Miałam swoją wizję funkcjonowania tej instytucji, swoje plany, swoje ambicje. Chyba nie wszystkim to odpowiadało. Poprzednia pani dyrektor miała swoją wizję pracy z kadrą, a ja chciałam wprowadzić wiele zmian i nie ukrywałam tego, starając się o to stanowisko. Podczas rozmów z burmistrzem szczegółowo przedstawiłam swoje plany, a one zyskały poparcie i zostały zaakceptowane. Obejmując to stanowisko chciałam ze wszystkiego się wywiązać, chciałam zmienić tę bibliotekę, rozwijać ją w nieco innym kierunku, także na zewnątrz. Przez pracowników nie zostało to zbyt dobrze przyjęte, potrzebowali czasu, by te zmiany zrozumieć, a ja potrzebowałam czasu, by je wprowadzić. Na samym początku nie było tak pięknie…

WL: Czy szkolenia w ramach programu pomogły zbudować i zmotywować zespół?

SChT: Zdecydowanie tak, to było mi potrzebne, bardzo potrzebne. Czułam, że jako dyrektor potrzebuję szkoleń, takich skierowanych dla dyrektora, dla osoby kierującej zespołem. Braliśmy udział w różnych specjalistycznych szkoleniach z zakresu programu bibliotecznego czy obsługi czytelniczej, ale propozycja szkolenia skierowanego dla dyrektora pojawiła się po raz pierwszy. Wiedziałam, że to mi jest potrzebne, że akurat w takim momencie bardzo mi się przyda. Dobry dyrektor to świetny, zorganizowany i twórczy menedżer, który daje siłę całemu zespołowi, a ja właśnie taka chciałam być.

WL: Gdyby miała Pani wskazać cechy dyrektora, których przed szkoleniami Pani brakowało, a po szkoleniach one się pojawiły, to jakie by to były cechy?

SChT: Przed szkoleniami na pewno nie umiałam prawidłowo dzielić obowiązków, wychwytywać i dostrzegać u pracowników ich predyspozycji, przydzielać zadań, do których są stworzeni. Jeśli ktoś jest dobry w tym, to dajmy mu tutaj szansę, ktoś jest świetny w czymś innym, to nakierujmy go właśnie na to. Wydawało mi się, że wszyscy musimy robić wszystko dobrze, że jeśli jest to mały zespół, to wszyscy musimy się uzupełniać, ale nie zawsze się to sprawdza. Brakowało mi takiego wsłuchania się w zespół. Teraz rozumiem, że tylko tak można osiągać efekty. Zaczęłam słuchać, widzieć więcej, odpowiednio delegować zadania i… doceniać pracę zespołu, taką wspólną pracę, która przynosi rezultaty, która na przyszłość rokuje dobrze, która daje natchnienie i napędza.

WL: Czyli za dużo brała Pani na swoje barki?

SChT: Na początku czułam, że to ja muszę się wszystkim zająć – od wypożyczeń po dokumentację finansową, przez projekty. Teraz widzę, że tak nie jest. Ktoś jest świetny w pracy z dziećmi – to niech się w tym realizuje, ktoś dobrze pisze projekty – to powinien zająć się nimi. Cały czas dokładałam obowiązków sobie, ale też starałam się motywować innych. Teraz podejmuję nowe wyzwania, nowe zadania, ale angażuję cały zespół. Pomysłów miałam i mam sporo. Próbuję je wdrażać, ale wiem, że nie jestem sama, że jest cały zespół, który wspólnie będzie je realizował. Na takie przekonanie potrzeba czasu i odpowiednich szkoleń, takich jak w programie „Kieruj w dobrym stylu”.

WL: A jak Pani się dowiedziała o programie „Kieruj w dobry stylu”?

SChT: Z informacji w Internecie. Dostałam maila informującego o szkoleniach. Po raz pierwszy pojawiła się taka możliwość dla dyrektorów bibliotek i ja od razu wiedziałam, że to coś dla mnie.

WL: Jak wyglądała reakcja zespołu na to, że weźmie Pani udział w programie „Kieruj w dobrym stylu”?

SChT: W ogóle należy zacząć od tego, że moja reakcja była bardzo entuzjastyczna. Wszyscy wiedzą, że lubię się uczyć, lubię zdobywać nowe doświadczenia, lubię kontakt z ludźmi. Gdy tylko dowiedziałam się, że zakwalifikowałam się do tego programu, to oczywiście z wielką radością pochwaliłam się swoim sukcesem. Oczywiście wszyscy ucieszyli się, gratulowali. Dla mnie pojawiła się szansa na coś nowego. Pracownicy podeszli do tego optymistycznie. Wiedzieli, że na pewno będzie to coś fajnego, ciekawego, śmiali się i mówili, że „będzie się działo!” Byliśmy już po szkoleniach w ramach Programu Rozwoju Bibliotek, w których braliśmy udział całym zespołem, więc wiedzieliśmy, na czym polegają takie szkolenia, taka nauka i co nam to daje.

WL: Czyli udział w takich szkoleniach nie jest nowością ani dla Pani, ani dla zespołu?

SChT: Zdecydowanie nie jest. Akurat w naszym zespole pracownicy chętnie podchodzą do wszelkiego typu szkoleń, są aktywni, nie uciekają od nowych doświadczeń. Może to też moje nastawienie: poznamy kogoś czy coś nowego, zdobędziemy nowe doświadczenia. Ich reakcje zawsze są pozytywne. I dotyczy to zarówno młodej kadry, czyli tych, z którymi zaczynałam pracować lub tych, których przyjmowałam do pracy, jak i pani, która wiele lat pracuje w naszej filii. Ona również uczy się chętnie. I zawsze mówi: „Pani dyrektor, proszę o mnie nie zapominać, ja również chętnie wezmę udział”. Takie nastawienie ogromnie cieszy.

WL: Jaka była Pani pierwszą myśl, która pojawiła się chwilę po rozpoczęciu szkolenia?

SChT: Ciekawość. Kto tam będzie, co tam będzie? Jestem bardzo ciekawa kontaktu z nowymi ludźmi, bardzo otwarta. Gdy trafiłam na szkolenie, wiedziałam, że poznam osoby takie jak ja, dyrektorów, którzy mają podobne biblioteki, zadania i problemy. Wiedziałam, że będę mogła podpatrzeć i poznać innych, i że to będzie dla mnie inspirujące doświadczenie. Przy tej okazji pozdrawiam wszystkich uczestników bardzo serdecznie!

WL: Czy pojawiły się przyjaźnie? Czy utrzymuje Pani kontakt z kimś ze szkolenia?

SChT: Tak, do dziś takie kontakty są. Gdy tylko weszłam na salę, spotkałam koleżankę, która jest dyrektorką biblioteki w Grodzisku Mazowieckim i do dziś utrzymujemy kontakt. Poznałam ją na innym szkoleniu, już wcześniej. Podobnie jak ja, jest osobą, która bardzo chętnie bierze udział w takich projektach. A już niedługo znów się spotkamy, tym razem w Białobrzegach, na instruktażu w zakresie kontroli zarządczej.

WL: Czy w trakcie szkolenia pojawił się moment zmęczenia bądź nawet zwątpienia?

SChT: Nie przypominam sobie. Na każde szkolenie jechałam z pozytywnym nastawieniem, z oczekiwaniem na coś dobrego. To był intensywny rok, ale na każde spotkanie jechałam z dużą energią, szykowałam materiały, umawiałam się wcześniej z innymi. Nie było zmęczenia, nie było kryzysów. Ani razu nie zwątpiłam w to, że jestem w odpowiednim miejscu i z odpowiednimi ludźmi.

WL: Jaka była reakcja zespołu po Pani powrocie ze szkoleń?

SChT: Zawsze wracałam z głową pełną pomysłów, przywoziłam też dużo pozytywnej energii. Pojawiały się słowa: „Aha, już coś nowego!” Cały czas opowiadałam o tym, co dzieje się u innych, w bibliotekach podobnych do naszej. Zespół słuchał z zainteresowaniem wszystkiego. Często coś podpatrywaliśmy, czasem coś przenosiliśmy „na nasz grunt”. To były bardzo burzliwe i twórcze dyskusje. Dzięki temu wiedziałam, że ze zdobytego przeze mnie doświadczenia mogą korzystać też inni.

WL: Zdarzył się przypadek, że ktoś zwrócił uwagę, że po szkoleniach jest lepiej, ciekawiej?

SChT: Nie wiem, czy akurat po tych szkoleniach, ale takie głosy się pojawiają. Zmiany widać. Słyszę dużo dobrych opinii, że jest coraz lepiej. Nawet mój mąż zauważył, że dużo spokojniej mówię o pracy, że jest wszystko zaplanowane i odpowiednio podzielone. Jest łatwiej. Mam czas na zaplanowane spotkanie, na przejrzenie nowego projektu, na przeanalizowanie budżetu, a po pracy na to, by zawieźć dzieci na dodatkowe zajęcia, pójść z nimi na spacer czy do fryzjera. Wiem, że w bibliotece nic się wtedy nie zawali, że na odpowiednich stanowiskach są odpowiedni ludzie, że wszystko działa sprawnie. Mam zaufanie do swoich pracowników.

WL: A jaka jest reakcja władz samorządowych? Czy pojawiają się jakieś zmiany w kontaktach z burmistrzem?

SChT: Gdy dowiedziałam się o tym, że zakwalifikowałam się do programu, oczywiście rozmawiałam z burmistrzem o planowanych wyjazdach szkoleniowych i mojej nieobecności z tym związanej. Bardzo chciałam wziąć udział w szkoleniach, ale wymagało to co jakiś czas trzydniowych wyjazdów. Burmistrz odniósł się pozytywnie do mojej prośby, był zwolennikiem doszkalania się, zaakceptował to. Teraz współpracuję z innym burmistrzem, który widzi już efekty szkoleń. Wie oczywiście o „Kieruj w dobrym stylu”, o tym, że to prestiżowy program, ale to dopiero początek naszej współpracy. Mam nadzieję, że będzie jej ciąg dalszy. Czas pokaże efekty. Co do programu, to czuję się wyróżniona, że mogłam wziąć w nim udział.

WL: Jakie sukcesy może Pani wymienić? Zarówno te osobiste, jak i służbowe?

SChT: Takim osobistym sukcesem jest zdobycie pewności siebie. Na szkoleniach czułam się doceniania i rozumiana. Nasze działania, wypowiedzi, problemy były oceniane pod różnym kątem. Czułam, że moje działania idą w dobrym kierunku. Tam nabrałam pewności siebie. To jest mój osobisty sukces. Widzę też potencjał w ludziach. Deleguję zadania tak, że idą one do odpowiednich osób. Współpracuję z fantastycznym zespołem, który rozumie pracę w sferze kultury – mam tu na myśli także osoby niezatrudnione w bibliotece, a współpracujące z nią, czyli wolontariuszy. Są ogromnym potencjałem i bezcenną pomocą przy realizacji różnych działań. Angażują swój wolny czas, swoje doświadczenie. To jest widoczne na co dzień i to zdecydowanie ułatwia pracę. Osobistym sukcesem jest również to, że umiem połączyć sprawy zawodowe i rodzinne, że potrafię to ze sobą pogodzić. Moje dzieci, mój mąż czynnie uczestniczą w wydarzeniach bibliotecznych, są blisko. Ich obecność dodaje sił. A moja biblioteka jest otwarta dla wszystkich – maluchów, młodzieży i seniorów. Chciałabym, żeby zawsze tak było.

WL: Udane projekty, zadania, wydarzenia?

SChT: Nieskromnie pochwalę się działaniami Białobrzeskiej Galerii Sztuki, która została otwarta z mojej inicjatywy. W ciągu 5 lat mogliśmy obejrzeć ponad 20 wystaw – niesamowitych i bardzo różnorodnych. Wydajemy w bibliotece miesięcznik o zasięgu lokalnym – w maju ukaże się już 42. numer. Przy obydwu tych inicjatywach współpracuje ze sobą szerokie grono mieszkańców, instytucje, szkoły i przedszkola, obydwa samorządy – gminny i powiatowy. To bardzo udana współpraca.

W tym momencie jesteśmy na etapie formalnych zmian w funkcjonowaniu biblioteki. Połączona zostanie ona z domem kultury. Jest prawna możliwość, aby te dwie instytucje, funkcjonujące w jednym budynku, połączyć. Na początku nie byłam przekonana do tego pomysłu, ale teraz jestem pewna, że będzie dobrze, że to nie zmieni zakresu działań mojej biblioteki, że moje działania nie zostaną zaprzepaszczone, że to usprawni pracę obu instytucji. Decyzja zapadła, a ja teraz zrobię wszystko, aby odpowiednie zapisy były wypełniane i aby w praktyce również wszystko działało sprawnie. Nie boję się zmian. Wiem, że istnieją biblioteki połączone z domami kultury i prosperują wyśmienicie. Wierzę, że i u nas tak będzie. Robię wszystko, aby dopilnować sytuacji formalnej i wierzę w zapewnienia burmistrza, że będzie to ewolucja, a nie rewolucja.

WL: Jakie widzi Pani największe zagrożenia związane z tym połączeniem?

SChT: Najbardziej obawiam się reakcji na zmiany połączonego zespołu pracowników. Połączenie zakłada usprawnienie dotychczasowej pracy i ma dać nowe możliwości, ale doświadczenie z początku mojej pracy jako dyrektorki jest takie, że dla zespołu zmiana jest zazwyczaj najtrudniejsza. Zgrać nowy zespół, tak przekazać swoją wizję, tak przekazać swój punkt widzenia, aby wszyscy wspólnie chcieli go realizować –to będzie trudne i to jest największa moja obawa. Zespół będzie większy, ale musi iść w jednym kierunku, w dobrym kierunku. Ja po swoich analizach już wiem, że będzie dobrze. Wiem, że trzeba być otwartym na zmiany, nie bać się ich, przyjmować je i realizować.

Sylwia Chojnacka-Tuzimek – dyrektorka Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy Białobrzegi, absolwentka pilotażowej edycji programu dla dyrektorek i dyrektorów bibliotek „Kieruj w dobrym stylu”. Ukończyła studia na Wydziale Humanistycznym w Kielcach (kierunek bibliotekoznawstwo z dziennikarstwem i informacją naukowo-techniczną) oraz Podyplomowe Studia Menedżerskie na Wydziale Zarządzania na Uniwersytecie Warszawskim. Uwielbia pracę z małymi dziećmi, literaturę dziecięcą, z zamiłowania czyta na głos przedszkolakom i uczniom klas 1-3.

Wacław Leśniewski – student stosunków międzynarodowych i słuchacz Warszawskiej Szkoły Filmowej. Współpracuje z Fundacją Szkoła Liderów w ramach programu „Kieruj w dobrym stylu”. W wolnym czasie poświęca się pracy jako animator kultury i koordynator techniczny w Tetrze Wolandejskim. Fan gier, historii i dobrego kina.


„Kieruj w dobrym stylu. Program dla dyrektorek i dyrektorów bibliotek” jest prowadzony przez Fundację Szkoła Liderów na zlecenie Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego w ramach Programu Rozwoju Bibliotek.

Program Rozwoju Bibliotek wspiera tysiące bibliotek publicznych w całej Polsce w pełnieniu roli lokalnych centrów aktywności społecznej. W takich placówkach ludzie spędzają czas, rozwijają swoje zainteresowania, zdobywają nowe umiejętności i wspólnie działają. Program Rozwoju Bibliotek to przedsięwzięcie Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności prowadzone przez Fundację Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego. W latach 2009-2015 było realizowane w ramach partnerstwa z Fundacją Billa i Melindy Gatesów.