Najważniejszy jest zespół i wspólny cel – rozmowa z Katarzyną Walichnowską

O otwieraniu się na zmiany, niepopadaniu w marazm, dbaniu o mieszkańców, zespół biblioteki i osobisty rozwój opowiada Katarzyna Walichnowska – dyrektorka Gminnej Biblioteki Publicznej im. Marii Dąbrowskiej w Komorowie, absolwentka pilotażowej edycji programu dla dyrektorek i dyrektorów bibliotek „Kieruj w dobrym stylu”.

Barbara Domaradzka: Mamy przyjemność siedzieć w pokoju – pracowni pisarki Marii Dąbrowskiej, w której wczoraj odbywały się zajęcia. Czy może Pani opowiedzieć coś więcej o tych zajęciach?

Katarzyna Walichnowska: Tak, pod koniec ubiegłego roku podpisałyśmy porozumienie z Fundacją Edukacji Międzykulturowej i prowadzimy projekt „Biblioteka pełna opowieści”. W ramach tego projektu były zaplanowane zajęcia dla dzieci i warsztaty dla opowiadających. W warsztatach wzięli udział bibliotekarze, wolontariusze, a teraz prowadzimy zajęcia literacko-plastyczne dla dzieci. Zgłaszają się szkoły i przedszkola. Dużo się dzieje, bardzo dużo.

BD: Dużo śmiechu, dużo pracy? 

KW: Dużo śmiechu, pracy i satysfakcji. To przede wszystkim.

BD: Gdy patrzę na Państwa stronę internetową, to widzę, że w bibliotece mają miejsce różnorodne aktywności: edukacja matematyczna, cyfryzacja, program Orange dla Bibliotek, Program Rozwoju Bibliotek. Jak Pani znajduje na to czas?

KW: Sama nie wiem, mam wrażenie, że czasu jest zdecydowanie za mało. Czasem zastanawiam się, jakim cudem jeszcze funkcjonuję, ale praca mnie bardzo cieszy. Kocham to, co robię i poświęcam się pracy całkowicie.

BD: Obecnie jest Pani dyrektorką biblioteki, a z wykształcenia technikiem informatykiem?

KW: Tak, skończyłam informatyczne techniki zarządzania. Podobnie jak wiele osób, znalazłam się w bibliotece przez przypadek. Akurat po remoncie generalnym w 2005 roku została stworzona tutaj sala komputerowa. W 2006 roku było wielkie otwarcie po remoncie i osuszaniu piwnic. Wtedy tak naprawdę biblioteka zaczęła się rozwijać. Przyszłam do pracy jako informatyk, administrator sieci – typowo techniczny zawód. Można powiedzieć, że w piwnicach biblioteki było moje królestwo. Zaczęłam pracować, rozmawiać z mieszkańcami. Od pracy technika przeszłam do pracy z ludźmi, która pochłonęła mnie całkowicie. I od tego się zaczęło… Następnie był konkurs na dyrektora biblioteki. Wystartowałam. Nie wiedziałam, czy moje zgłoszenie nie zostanie odrzucone z powodu wykształcenia innego niż bibliotekarskie. To był największy znak zapytania. Czułam, że mam pomysł na bibliotekę. I wiedza, czego oczekują mieszkańcy, pozwoliła mi przekonać komisję, że jestem osobą odpowiedzialną i że będę właściwą osobą na właściwym miejscu. Niemniej jednak, dalej walczę sama ze sobą, bo zdecydowanie lepiej czuję się w drugim szeregu niż na świeczniku. Program „Kieruj w dobrym stylu” i coaching dużo mi dał. Walka wewnętrzna będzie trwać jeszcze długo, ale teraz zdecydowanie mi łatwiej.

BD: A jaki coaching Pani wybrała? 

KW: Indywidualny, ze względu na to, jaka jestem. Bałam się, że w grupowym przejdę do drugiego szeregu i będę tylko słuchać i podpowiadać innym, a sama nie skorzystam, nie otworzę się.

BD: Jak ocenia Pani coaching indywidualny? Zakończył się sukcesem?

KW: Zdecydowanie sukcesem. Trafiłam na fantastyczną osobę. Gdyby to był ktoś inny, mogło się to skończyć po pierwszym spotkaniu. Ja zawsze zwracam uwagę na pierwsze wrażenie. Niezależnie od tego, czy przychodzą kandydaci na rozmowę w sprawie pracy, czy ktoś inny, to pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Zespół mam fantastyczny, więc intuicję mam chyba dobrą.

BD: Skoro jesteśmy przy zespole – przejście z roli współpracownika do roli dyrektora nie jest z reguły łatwe. Jak to było w Pani przypadku?

KW: Walka tak naprawdę trwa cały czas. Z samą sobą i z przyzwyczajeniami. Swoją wizją zarażam pracowników. Ci z którymi pracowałam wcześniej, byli przyzwyczajeni do tego, że jest tak jak jest i jest fajnie. A mnie stagnacja nuży. Ja zawsze wybieram i robię dziesięć rzeczy na raz. Na początku byłam trochę zła na siebie, że nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć, ale lubię pracę z ludźmi i lubię dawać z siebie jak najwięcej.

 BD: A czy szkolenie „Kieruj w dobrym stylu” wzmocniło, usprawniło współpracę z zespołem?

KW: Zaczęłam dużo więcej zauważać, zwracać uwagę na niewerbalne sygnały. Myślę, że dzięki szkoleniu jestem uważniejsza i mogę z zachowania moich współpracowników, z reakcji na to, co mówię i jaki mam pomysł, ocenić, czy jest on dla nich w porządku, czy nie.

BD: Kładzie Pani bardzo mocny nacisk na rozwój biblioteki i zespołu. Tutaj widzę, że cała biblioteka jedzie na wyjazd studyjny. Skąd taki pomysł?

KW: Właściwie z przypadku. Szukałam okazji, aby cały zespół wyjechał razem. Mam mały zespół: pięć osób. Zorganizowanie zwykłego wyjazdu nie do końca było tym, czego chciałam, a tu zjawiła się niespodzianka w postaci tego wyjazdu studyjnego. Niespodzianka organizowana przez bibliotekę w Grodzisku Mazowieckim. Na wyjazd studyjny jadą m.in. biblioteki z Grodziska, Mszczonowa, Rybna i my – Komorów. Zebrała się grupa około 30 osób. Będziemy zwiedzać, podglądać i oglądać.

BD: Będziecie Państwo w jednym miejscu?

KW: Będziemy mieć objazd po wielu miejscach. Mamy „napakowany” program, powiem szczerze, ale dzięki temu więcej zobaczymy.

BD: Gdy patrzę na miejscowości, które Pani wymieniła, to widzę absolwentów programu „Kieruj w Dobrym Stylu”… Dorota Olejnik – dyrektorka biblioteki w Grodzisku Mazowieckim, Łukasz Załęski – dyrektor biblioteki w Mszczonowie. 

KW: Tak, dokładnie. Nie wiem, czy dalej tak jest, ale ten pilotażowy program to grupa fantastycznych ludzi, z którymi można pogadać o wszystkim. Nawet jeśli te kontakty nie są częste, to rozumiemy się doskonale i jesteśmy w stanie doradzić sobie nawet w najdrobniejszych sprawach.

BD: Wracając do wizyty studyjnej, będą Państwo goszczeni przez inne biblioteki? Czy w planach są jakieś warsztaty?

KW: Głównie będziemy zwiedzać. Jest mało czasu i zbyt dużo bibliotek. Sześć bibliotek na dwa i pół dnia. Odwiedzane przez nas biblioteki stawiają na rozwój, więc będzie nowocześnie… Od Oświęcimia przez Dobczyce, Wieliczkę, po Kraków, a więc program jest bogaty.

BD: Taki wyjazd studyjny dla bibliotekarzy to pionierska inicjatywa?

KW: Nie, wydaje mi się, że spotkania i wyjazdy organizowane były zawsze, ale nie były nagłaśniane lub były organizowane pod inną nazwą. Biblioteki dopiero teraz zaczynają głowę podnosić. Program Rozwoju Bibliotek i inne programy FRSI to jest najlepsze, co mogło się zdarzyć bibliotekom  w Polsce.

BD: Z czego to wynika?

KW: Z otwarcia się na zmiany. Jeśli jest środowisko, które jest zamknięte i jest mu dobrze tak jak jest, i w tym środowisku trafi się jedna lub dwie osoby, które chcą coś zmienić, to siłą rzeczy są one przytłoczone, osamotnione. W historii Don Kichotów było sporo. Taki marazm, poczucie stagnacji może zdarzyć się każdemu, a PRB i szum, który się pojawił wokół bibliotek, pokazały, że jest wiele osób, które chcą coś zmienić i i chcą coś robić. Nie trzeba siedzieć na miejscu, można współpracować z biblioteką z drugiego końca Polski i można robić, działać, wspierać, zmieniać: siebie, swoją bibliotekę, społeczność lokalną.

BD: Ta wizyta studyjna jest dobrym przykładem sieciowania i nawiązania współpracy. Czy w przyszłości będziecie ze sobą współpracować?

KW: Jeszcze do końca nie wiem, jak to się potoczy. Rozmawiałam z pracownikami o tym, że będziemy mieć jeszcze około roku, dwóch takiego „sprawdzania”, co będzie najlepsze dla nas i dla mieszkańców. Więc jeszcze ta wizja nie jest krystaliczna. Coś się pojawia, ale wiem, że te wszystkie programy, do których startujemy, to realne szanse. Część przejdzie, a część odpadnie, ale na razie większość działań jest testowaniem.

BD: Słyszę, że ważne jest dla Pani, i dla Pani biblioteki, badanie potrzeb lokalnych. Czy mieszkańcy też budują wizję biblioteki?

KW: W zasadzie miejsce, w którym jesteśmy, „zmusza nas” do tego, aby właśnie społeczność miała największy wpływ na to, jak działamy – dom Marii Dąbrowskiej: ona tu mieszkała, pisała, żyła. To, czego ludzie oczekują, jest i będzie dla nas zawsze najważniejsze. Jeśli mieszkańcy będą tego chcieli, to będziemy zwykłą wypożyczalnią. Ale z tego, co widzę, to jednak nawet ci, co na początku niekoniecznie dobrze postrzegali działalność biblioteki, widząc, że dzieje się tu dużo różnych rzeczy i jest więcej działań animacyjnych, zmienili zdanie. Tak więc zwykła wypożyczalnia nam nie grozi, już nie.

BD: A czy ci bardziej „oporni” mieszkańcy też korzystają?

KW: Korzystają, coraz więcej osób korzysta. Chcemy zaplanować więcej cyklicznych imprez, więcej spotkań autorskich, ale przede wszystkim potrzebne jest na to większe finansowanie. Żeby zacząć, trzeba wziąć pod uwagę bardziej znane nazwiska, aby później móc przejść nawet do debiutantów.

BD: Przy małym zespole – pięć osób – planujecie imprezy cykliczne. Czy potrzebne jest wsparcie społeczności lokalnej?

KW: Zawsze jest potrzebne. Zaangażowanie społeczności lokalnej w naszej bibliotece już jest bardzo duże. Choćby dlatego, że mamy wolontariuszy. Niektóre działania są realizowane tylko za sprawą wolontariuszy, np. „Spotkania robótkowe u pani Marii”. W ciągu roku panie spotykały się raz na tydzień, a teraz w okresie wakacyjnym – co dwa tygodnie. Uczą się haftu i decoupage’u. Przychodzą, wymieniają się doświadczeniami i wiedzą. Te zajęcia wyszły „niechcący”, niejako przy okazji – przy innych działaniach, rozmowach, narodziły się z potrzeby lokalnej społeczności.

BD: Widzę, że jest Pani liderem lokalnej społeczności i Pani charyzma przyciąga mieszkańców.

KW: Ja tego tak nie postrzegam. Tak naprawdę staram się przyciągnąć jak najwięcej osób do współpracy. Ja nie lubię siedzieć tylko w jednym miejscu, ale chcę rozpuścić wici po całej gminie. A u nas bardzo ciężko jest współpracować między miejscowościami, bo gmina jest długa i wąska. Wystarczy spojrzeć na mapę. Podziały zawsze będą, ale mimo to np. do „Biblioteki pełnej opowieści” wolontariusze przyjeżdżają z Michałowic. Starałam się tak dobrać ludzi na szkolenie, aby z każdego zakątka gminy ktoś przyszedł i aby później zostało to u nas i działo się u nas. Mamy pewne plany, już nawet szkoły i przedszkola, które są w projekcie, zgłaszają chęć zapisów na nowe zajęcia. To cały czas się kręci i nie ma ani chwili wytchnienia. Stąd ten wyjazd studyjny, i dlatego też staram się dać chwilę oddechu pracownikom. Jest wiele pracy i wiem, że nawet jeśli byłoby nas więcej – o dwie, trzy osoby – miałyby one co robić.

BD: Ilu mają Państwo zarejestrowanych czytelników?

KW: Hm… mogło by być więcej… [śmiech]. A tak na serio: czytelników jest ponad tysiąc, ale – choć może brzydko to zabrzmi – „przynależy do nas” około sześciu, siedmiu tysięcy mieszkańców z ponad szesnastu tysięcy w całej gminie. Mamy nietypową gminę, gdyż prowadzi ona dwie osobne biblioteki publiczne i wydaje mi się, że na palcach jednej ręki można policzyć takie gminy w Polsce.

BD: To faktycznie zaskakujące. Czy biblioteki ze sobą współpracują?

KW: Tak, zaczyna się współpraca. Zapraszamy drugą bibliotekę do naszych projektów i zaszczepiamy zmiany. Ta druga biblioteka długo się borykała z problemami lokalowymi. Działała a to przy przedszkolu, a to przy szkole, dopiero teraz może rozwinąć skrzydła i pewnie będzie sporo robić. Biblioteka przeniosła się do wyremontowanego byłego budynku urzędu gminy. Myślę, że skorzysta z możliwości rozwoju, jakie się pojawiły.

BD: Przeglądając w Internecie informacje o Pani znalazłam tekst o metodologii konfliktu. Czy jest to tekst napisany już po szkoleniu? Jest on napisany bardzo ciekawie i od serca.

KW: Powiem szczerze, że nie pamiętam tego tekstu… Widocznie był pisany z potrzeby chwili i od serca. Dla mnie z każdego konfliktu zawsze coś wynika, obojętnie czy jest to służbowy, czy prywatny konflikt. Zawsze niechcący pojawi się coś, o czym nie mieliśmy pojęcia. W momencie, gdy pojawia się konflikt i różnica zdań, można się dowiedzieć o czymś, co stało się np. pół roku temu, zostało i kiełkowało.

BD: Czego się Pani spodziewała zgłaszając się na szkolenie „Kieruj w dobrym stylu”?

KW: Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Był to program skierowany do dyrektorów, a ja wtedy szukałam swojego miejsca jako dyrektor. Na początku dyrektorskiej drogi miałam spore problemy, zarówno z pracownikami, jak i ze sobą. Trudno mi było ogarnąć to wszystko, a zdarzyło się kilka spraw, których się w ogóle nie spodziewałam. I gdyby nie ludzie, których spotkałam, to nie byłoby mnie tutaj, w tym miejscu. Zrezygnowałabym. Ten ciężki okres popchnął mnie w kierunku tego programu i pewnie podświadomie go szukałam i wiedziałam, że to pomoże mi rozwiązać problemy. Jak się pojawił program „Kieruj w dobrym stylu”, miałam w głowie ogromny znak zapytania. O programie wiedziałam tylko tyle, że na pewno będą tam ludzie z całej Polski (w trakcie PRB, gdy były szkolenia specjalistyczne, to zawsze starałam się jechać jak najdalej – tak, by móc przywieźć coś wyjątkowego). To było chyba przeważające, i może jeszcze do startu w „Kieruj w dobrym stylu” popchnęli mnie też pracownicy, zmotywowali tym, że będzie to dla mnie odskocznia od codziennych obowiązków i dodatkowa wiedza.

BD: Czy pracownicy zauważyli różnicę po Pani powrocie ze szkolenia?

KW: Nie rozmawiałyśmy na ten temat, ale gdy to obserwuję, to czuję, że tak.

BD: A Pani czuje różnicę?

KW:  Tak, ale jeszcze będę trochę walczyć ze sobą, bo dalej czuję się lepiej w drugiej linii. Niemniej jednak inaczej już patrzę na niektóre sprawy. Spotkania z Małgosią Lelonkiewicz dały mi bardzo dużo. Jak ona to mówiła, ćwiczę cały czas: „przewróciło się, niech leży”.

BD: Delegowanie odpowiedzialności?

KW: Chyba tak. Opowiem pewną sytuację: z najmłodszą wiekiem i stażem pracownicą poszłyśmy zawiesić informację o nas na gminnej tablicy informacyjnej i… musiałam poukładać wszystko, co tam było, „od linijki” [śmiech]. A gdy Marta zaczęła się śmiać, że ja układam kolorystycznie nawet magnesy, to stwierdziłam, że już chyba czas z tym skończyć … [śmiech].

BD: Dbałość o szczegóły jest chyba ważna dla dyrektora?

KW: Nie wiem. Być może. Dla mnie tak. Wiem, że czasem jest to uciążliwe. I przede wszystkim widzę to u pracowników, że moja nadmierna dbałość o drobiazgi przeszkadza im najbardziej. Ale cały czas walczę ze sobą.

BD: Jakie dalsze plany?

KW: Zamierzam rozwijać miejsce i siebie. Gdy dojdę do momentu, że ani ja nie jestem w stanie dać z siebie więcej, ani sama nie będę się rozwijać, to pójdę gdzieś dalej.

BD: Gdy Pani mówi o rozwijaniu siebie, to ma Pani na myśli jakieś programy międzynarodowe?

KW: Oj , międzynarodowe to nie…, bo ja jestem tchórzem…. [śmiech].

BD: Na koniec takie intymne pytanie: jakie jest Pani największe marzenie?

KW: Zawsze chciałam wejść na Mount Everest. Niestety wiem, że tam na pewno nie wejdę, ale to szczyt moich szczytów.

BD: Cały czas Pani wyznacza sobie wysokie cele, a cel – marzenie dla tego miejsca?

KW: Żeby być dla mieszkańców cały czas i nie zapomnieć o tym. Dbać o tożsamość i budować ją. Aby ani miejsce, ani ludzie, którzy tutaj przychodzą, nie byli zapomniani. To zawsze będzie to marzenie, nawet jeśli chwilowo zdarzy się, że będzie tylko na drugim planie – to z tyłu i jako sufler: zawsze mieszkańcy.

BD: Biorą Państwo udział w projekcie Miasto Ogrodów?

KW: Stowarzyszenia działające na terenie gminy i na terenie Komorowa z tego korzystają, a my użyczamy miejsca w naszym ogrodzie lub wewnątrz budynku.

BD: Czyli współpraca jest. 

KW: Jest. I zawsze będzie. Wszystkim powtarzam, że zawsze jesteśmy gotowe do współpracy i otwarte na pomysły. Ja sama zawsze czułam się najlepiej jako zapalnik. Zapalam i odchodzę na bok, dobrze czuję się jako wsparcie. Dzięki coachingowi i Małgosi uczę się przyjmować komplementy. Na różnych spotkaniach ludzie podchodzą do mnie i mi gratulują, a ja po pierwszym odruchu ucieczki dziękuję i powtarzam, że bez zespołu nigdzie bym nie doszła. Nie ma znaczenia, czy zespół to współpracujące instytucje, czy wolontariusze, czy sami pracownicy. Zespół i wspólny cel jest najważniejszy.

Katarzyna Walichnowska – dyrektorka Gminnej Biblioteki Publicznej im. Marii Dąbrowskiej w Komorowie, z wykształcenia specjalistka informatycznych technik zarządzania. W zasadzie „od zawsze” związana z samorządem, z gotowością do pracy dla społeczności lokalnej. Twierdzi, że bibliotekarz to stan duszy, a nie zawód wyuczony. W domu ma własną biblioteczkę składającą się z ok. 700 książek, ponieważ dla niej dom bez książek to smutny dom. Absolwentka pilotażowej edycji programu dla dyrektorek i dyrektorów bibliotek „Kieruj w dobrym stylu”.

Barbara Domaradzka – koordynatorka merytoryczna tegorocznej edycji programu „Kieruj w dobrym stylu” z ramienia Fundacji Szkoła Liderów. Trenerka umiejętności miękkich, a z pasji animatorka społeczno-kulturalna. Jej misją jest budowanie relacji międzyludzkich, konstrukcji architektonicznych i społeczeństwa obywatelskiego.


„Kieruj w dobrym stylu. Program dla dyrektorek i dyrektorów bibliotek” jest prowadzony przez Fundację Szkoła Liderów na zlecenie Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego w ramach Programu Rozwoju Bibliotek. Program Rozwoju Bibliotek wspiera tysiące bibliotek publicznych w całej Polsce w pełnieniu roli lokalnych centrów aktywności społecznej. W takich placówkach ludzie spędzają czas, rozwijają swoje zainteresowania, zdobywają nowe umiejętności i wspólnie działają. Program Rozwoju Bibliotek to przedsięwzięcie Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności prowadzone przez Fundację Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego. W latach 2009-2015 było realizowane w ramach partnerstwa z Fundacją Billa i Melindy Gatesów.